Kilka dni temu internet obiegła wiadomość o tym, że Google zamyka swój dział techniczny w Rosji. Polskie media chórem podchwyciły wiadomość z Bloomberga i każdy dziennikarz (w miarę swojej znajomości języka angielskiego i zgodnie z polityką redakcyjną) na swój sposób przetłumaczył i opisał sytuację. Wszystkie te wpisy łączyło tylko to, że wszystkiemu jest winna polityka Rosji. Dobra, niech tam będzie Rzeczpospolita i inne Wyborcze, ale zrobiło mi się bardzo niesmacznie że takie same stereotypowe myślenie podchwycił autor artykułu na Antywebie. Wydawało mi się, że autorzy portali z tematyki IT powinni mieć co najmniej analityczne myślenie i że robienie pośpiesznych i emocjonalnych wniosków jest niezgodne z ich zasadami. Cóż, to ich sprawa. Ja natomiast chciałbym opisać całe zdarzenie po usłyszeniu opinii od ludzi, znajomych z sytuacją od wewnątrz.
Po pierwsze, na różne sposoby próbowałem, ale nie udało mi się logicznie połączyć ustawy o przechowywaniu danych osobowych rosyjskich użytkowników na serwerach w Rosji z zamkięciem działu technicznego Google w Rosji. Około 50 rosyjskich inżynierów Google’a nie mają nic wspólnego z wykonywaniem tej ustawy, ani tym bardziej z serwerami, które zresztą już od dawna istnieją i w Rosji, i na Ukrainie, i nigdzie się nie wycofują, tak samo jak dział marketingu i sprzedaży Google.
Po drugie, Google nigdzie nie przenosi działu techniczego i nie przewozi swoich rosyjskich inżynierów. W rzeczywistości inżynierowie otrzymali „propozycję” o znalezieniu sobie miejsca w biurach z innych krajów. Jeżeli znajdą sobie miejsce, Google pomoże im z przeprowadzką. Jeśli nie – do widzenia. Z czysto ludzkiego punktu widzenia sytuacja tym bardziej wygląda nieprzyjemne, ponieważ chłopaków i dziewczyn postawili przed faktem, że jeśli chcesz dalej pracować w Google – rzucaj wszystko i przeprowadź się. Ale jakby nie chciało się w to wierzyć zachodnim mediom, bardzo wielu rosyjskich inżynierów nie chce nigdzie się przenosić.
I po trzecie, nawet jeśli nie patrzeć na fakt, że takie akcje Google już robiło w Szwecji, Norwegii lub Finlandii, jeśli zamknąć oczy na oświadczenie Google o zwiększeniu inwestycji w Rosji, i jeśli uwierzyć wnioskom wspomnianych dziennikarzy, że Google’a próbują wycisnąć z Rosji, to i dla samego IT rynku Rosji wiadomość ta wyglądałaby nie mniej przygnębiająco. Myślę, że nikomu nie trzeba wyjaśniać, że polski Google, jak i cały rynek internetowy, mógłby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby Google miał chociażby jednego poważnego konkurenta na tutejszym rynku. Firmy, nie mając konkurencji, zaczynają zanikać, produkty nie rozwijają się w pełni sił. Yandex nie byłby dzisiejszym Yandexem, gdyby mu cały czas na pięty nie następował Google. Tak samo, jak Vkontakte z małym prawdopodobieństwem by poświęcał tyle uwagi na jakość i wygodę swojego serwisu, gdyby nie obecność na rynku co najmniej czterech innych serwisów społecznościowych.
Oddzielnie chciałbym wyróżnić wszechobecną paranoję autorów, którzy widzą nieustanne łamanie wolności słowa w Rosji, i tylko chęć władz do kontrolowania rosyjskiego internetu, mimo że ci autorzy raczej nie spędzili w tym internecie nawet jednego dnia. Ze swojej strony chciałbym życzyć takim osobom mieć mniej stereotypów i więcej krytycznego myślenia!