Każdy wie, że atrakcyjnych ludzi sukcesu trzeba szukać na Instagramie. Czasy są takie, że marki muszą z nimi współpracować. To są trendsetterzy. Influencerzy.
Jednak nie każdy wie, ile trzeba zainwestować, żeby zostać taką gwiazdą internetu. Niektóre źródła nazywają liczby w wysokości setki tysięcy lub nawet miliony. Marketer z rosyjskiej digital agencji Nectarin Roman Zaripov i jego przyjaciel Misza postanowili to sprawdzić.
W lipcu tego roku w Runecie (w Polsce znacznie mniej) zdobyły popularność kilka filmików włoskiego milionera Gianluca Vacchi. Tak wszystkim zaimponował, że został zaproszony do udziału w TV show w Moskwie. Jeden z tych filmów:
Cztery miesiące przed tym, Roman i Misza zastanowiali się, czy kwoty o których mówią media są realne. Czy rzeczywiście tak trudno i tak drogo jest stworzyć wpływową gwiazdę Instagrama, którą zapraszają na TV show do Moskwy. Ale o wszystkim po kolei. Za zgodą autora publikuję tłumaczenie jego postu:
Marzec tego samego roku. 4 miesiące przed. Praktycznie co wieczór, po całym dniu pracy jeżdżę do centrum, coś zjeść z przyjacielem Mishą, wymienić się newsami i porozmawiać o czymś istotnym (a właściwie o kobietach i o różnych głupotach).
Pewnego wieczoru jesteśmy na fali wiosennego twórczego natchnienia, omawiamy kilkanaście szalonych pomysłów i projektów na raz, i natknęliśmy się na artykuł o tym, jak w 2016 roku stworzyć gwiazdę i ile trzeba na to pieniędzy. W materiale pojawia się 6 czy 7 zer, co wprowadza nas w zamieszanie, a jednocześnie rzuca nam wyzwanie.
Wyciągamy laptopa, szybko wymyślamy 10 wizerunków, które moglibyśmy stworzyć sami, aby udowodnić, że żadne miliony dla szumu w przestrzeni informacyjnej nie są potrzebne. Bierzemy to co najlepsze z każdego wizerunku i na wyjściu otrzymujemy 60-letniego udanego mężczyznę, który ma ostry język, sportowy wygląd i zamiłowanie do młodych dziewczyn.
15 min wyszukiwania na Vkontakte i znajdujemy idealnego dziadka, który wynajmuje kawalerkę w Chimkach (miasto pod Moskwą — KK), żyje na emeryturę (12 tys. rubli — KK), i choć daleki od wizerunku bogacza, ale świetnie i świeżo wygląda. Następnego wieczoru siedzimy na Patriarszych Prudach, opowiadamy dziadkowi nasz szalony pomysł i oferujemy za minimalne wynagrodzenie, jako dodatek do emerytury, w każdą sobotę spędzić kilka godzin na sesje zdjęciowe razem z nami.
Sobota. Kupujemy w sklepie ubrania, jedziemy do centrum i robimy pierwsze zdjęcia w drogim samochodzie, stromym sklepie i w restauracji. Wszystko trwa pół dnia i jeszcze godzinę, aby stworzyć i ustawić konto w Instagram – https://www.instagram.com/borisbork/. Zaczynamy wrzucać posty.
Za 2 tygodnie mamy już 10 zdjęć w profilu, a za pomocą funkcji „Zaproponuj wiadomość” w społecznościach VK.com uruchamiamy fałszywa wiadomość o szalonym dziadku, którego znaleźliśmy w sieci. Kupujemy kilka postów reklamowych i zapalamy świecę. Za kilka godzin na konto zasubskrybowało około 2000 osób, użytkownicy zaczynają aktywnie lajkować i komentować posty, a my po prostu cieszymy się, przyglądając się temu wszystkiemu i dalej tworzymy ten wizerunek w kolejnych postach.
Na przełomie 8000 subskrybentów w ciągu tygodnia „nas” zapraszają na Pierwszy Kanał (stacja telewizyjna, ma największy zasięg w Rosji — KK) jako jakiegoś eksperta, na stację „Rossija” (druga wg zasięgu stacja telewizyjna — KK), żeby zrobić reportaż o szczęśliwej starości; na 5 stacji radiowych i jeden publiczny występ. Również do Borysa zgłaszają się marki odzieży z ofertami zagrać w reklamie, i odebrać ich produkty jako prezenty.
W Instagram Direct codziennie przychodzi około 30 wiadomości od młodych ludzi, proponujących swoje pomysły na biznes. I dziewczyny, które skusiły się na post o darmowej podróży do Europy i decydują się nie tracić takiej możliwości.
Tutaj już trochę zacząłem wariować od tego, jak łatwo można oszukać ludzi, i jak ci co powinni dokładnie sprawdzać informacje, w ogóle tego nie robią.
Jeszcze przez kilka tygodni fotografujemy Borysa, wystawiając go raz sportowcem, raz szalonym facetem, który przyszedł do restauracji „Puszkin” ze swoją torbą z McDonalda. I nadal dziwimy się, jak absolutnie bez inwestycji (oprócz jedzenia w restauracjach i benzyny) rośnie popularność nieistniejącej osoby.
W jeden z letnich weekendów pijemy z Miszą w knajpie Motel, i widzimy, jak przy barze grupa młodych chłopaków dyskutują o Borysie i pytają się na wzajem czy ktoś go widział w Moskwie.
Miszą wyjeżdża do siebie na działkę, a ja jadę do domu się wyspać i postanawiamy zakończyć eksperyment.
Mija kilka dni, wracam do pracy, otwieram Facebooka i widzę szaloną liczbę udostępnień filmu z tańczącym włoskim milionerem. Łatwo mógł uchodzić za młodszego brata naszego Borysa, mimo, że Gianluca Vacchi to prawdziwy milioner, a Borys to zwykły emeryt mieszkający w Chimkach.
Nie ma nic skomplikowanego w wymyśleniu legendy i wprowadzeniu bohatera do realnego życia. Pełne otoczenie i miejsca do zdjęć można łatwo znaleźć wewnątrz Pierścienia Sadowego, a drogie samochody i prywatne samoloty wynajmuje się za kilka tysięcy rubli na godzinę. Jak i dziewczyny o młodym wyglądzie. Na szczęście, w Rosji już dawno nikt nie dziwi się „bogatym znikąd”.
Do czego zmierzam? Zobaczyłem nowy teledysk Therr Maitz (https://youtu.be/c-MI4q50bD0) i w pewnym momencie w kadrze pojawił się kto? Dokładnie. Nasz Borys. Który pewnie polubił być w centrum uwagi, i zdecydował się kontynuować karierę w reklamach i teledyskach.
Jaki z tego można zrobić wniosek? Żadnego. Po prostu po pół roku wciąż zastanawiam się, jak wydając 50 000₽ za 2 miesiące można zrobić tak, aby w nieistniejącą osobę uwierzyli kilkadziesiąt tysięcy dorosłych ludzi, którzy ani na chwilę się nie zastanowili nad jej wiarygodnością.
A dodać „zero” do kwoty naszych wydatków i można stworzyć konkurenta Filipa Kirkorowa :)